Chorwacja, Bośnia i Hercegowina

“Jak wszyscy wielcy podróżnicy, widziałem więcej niż pamiętam i pamiętam więcej niż widziałem.”

Benjamin Disraeli

TRASA:

Polska-Słowacja-Węgry-Chorwacja-Bośnia i Hercegowina-Chorwacja-Węgry-Słowacja-Polska

  • 18 dni (04.08 – 21.08.2011)
  • 3 rejsy
  • 4 wyspy
  • jeden camping: Boban
  • SALT FACTORY
  • sanktuarium w Medugorje

Kraje, które odwiedziliśmy:

Dzień 1, 2 (04 – 05.08.2011)

Drugi urlop tego lata spędziliśmy po szybkim pakowaniu i i jeszcze szybszym planowaniu na południu Europy w Chorwacji.

Wyjazd to godzina 15.07 a jedziemy przez: Kielce, Busko – Zdrój, Jasło, Krosno. Docieramy na polsko – słowackie przejście graniczne w Barwinku i ucinamy sobie drzemkę na stacji benzynowej. Dystans przebyty to 415 km.

Około 4.00 byliśmy już na Słowacji gdzie pojechaliśmy przez Presov, Miskolc, Budapeszt, Zagrzeb, Zadar, Split. Podziwialiśmy piękne węgierskie autostrady a potem jeszcze piękniejsze chorwackie. Podczas przekraczania granicy węgiersko – chorwackiej niezbędna była tzw. Zielona Karta i dowody osobiste.

Chorwacja

Z każdym przejechanym kilometrem rosła adrenalina i… temperatura powietrza. Z chorwackiej autostrady na magistralę adriatycką zjechaliśmy w m. Sestanowac i podziwialiśmy widoki z tej magistrali. Urzekła nas Makarska Riviera i Masyw Biokovo. Miejscem naszego zakwaterowania okazał się wytypowany wcześniej camping Boban w m. Żivogośce. Dotarliśmy tam ok. godz. 19.00 przy temp. powietrza 33 stopni. Przebyty dystans to 1660 km.

Na campingu Boban ze względu na długi pobyt wynegocjowaliśmy cenę 20 E / doba – 80 pln. (niską cenę otrzymaliśmy dzięki negocjacjom naszej Ani, oczywiście po angielsku). Namiot rozbiliśmy tuż przy skarpie z widokiem na Jadransko More (Hvarski Kanal).

Cały pobyt był tak zaplanowany aby jednego dnia odpoczywać na plaży, nurkować a kolejnego zwiedzać odległe zakątki stałego lądu czy też wysp.

Dzień 3 (06.08.2011)

Tego dnia przy temp. 29 stopni (godz. 17.00) zapoznaliśmy się z tutejszą plażą, barem BILI KUK, campingiem DOLE i sklepem. Generalnie obydwa campingi zapełnione były turystami z całej Europy, naszych też tam nie brakowało. Odnotowaliśmy wysyp z Czech, Słowacji, Węgier, Bośni i Hercegowiny, Niemiec, Słowenii, Włoch. Było też kilka przyczep z odległej Szwecji, Rosji, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii.

Makarska Riviera to też piękne góry. Zachłysnęliśmy się nimi chodząc po Masywie Biokovo gdzie najwyższe wzniesienie to Sveti Jure o wysokości 1762 m. Nam udało się wejść tylko kawałek (straszny upał) ale i tak widoki na Morze Adriatyckie były imponujące. Aż trudno uwierzyć że zimą z uwagi na mieszanie się dwóch klimatów leży tu śnieg a średnia temp. roczna położonej niżej Makarskiej to – bagatela 15,5 stopni. A z wód kanału widok wprost na Biokovo – po prostu boski!!!!

Może słów kilka o samej Makarskiej. Przecudnie położona z szeroką gamą obiektów sportowych, portem jachtowym. W Makarskiej można nurkować, jeździć wyczynowo rowerem górskim, uprawiać kajakarstwo, wspinać się.

Jak widać na fotkach miasto to jest nietuzinkowo położone z ładnym portem, który daje połączenie z wyspami Hvar i Brać. Udało nam się dotrzeć do latarni morskiej, ale niestety jest to tylko obiekt nawigacyjny i z pieczątek do Paszportu Miłośnika Latarń Morskich – nici.

A sam camping Boban to miejsce o którym warto wspomnieć. Położony nad samą plażą z dala od hałasu dostarcza niesamowitych widoków na morze i góry. To też miejsce gdzie o zmroku można było poobserwować kraby.

No i moje uwielbienie – nurkowanie. To pasja odkryta przez moją żonę podczas zakupów w Decathlonie. Maska, rurka i płetwy okazały się tym, bez czego ten urlop nie byłby taki sam. Świetna frajda i nowe atrakcje.

Dzień 4, 5 (07 – 08.08.2011)

Tego dnia rano pojechaliśmy do Makarskiej, skąd o 8.30 statkiem VOGA wypłynęliśmy do Jelsy na wyspie Hvar a następnie przepłynęliśmy do miasta Bol na wyspie Brać. Powrót do Makarskiej zaplanowany był na 18.15. Cena biletu dla naszej czwórki to 60 euro, w cenie rejsu obiad, wino i rakija (niestety tego dnia byłem kierowcą).

Kiedy dotarliśmy do Jelsy miasto to pokazało nam swoje ładne oblicze. A że cała wyspa Hvar słynie z upraw winorośli to na każdym kroku można spotkać piwniczki z winami. Do jednej takiej weszliśmy na małą degustację tego alkoholu. Ciężko było oprzeć się pokusie i z niej właśnie wyszliśmy z dwoma pięciolitrowymi butlami w kolorze białym i czerwonym. Oczywiście trunki były obanderolowane.

Na samej wyspie spędziliśmy raptem kilkadziesiąt minut, ale i tak nas oczarowała wszechobecnymi palmami i sklepikami z winami. A trunki te przy chorwackich upałach to dobry sposób na relaks – oczywiście w rozsądnych ilościach. Trzeba uczciwie przyznać że zapasy te skończyły się jeszcze w Dalmacji. 🙄

Druga część rejsu to transfer z Jelsy na Bol. Wyspa Brać – bo o niej mowa – wita nas słońcem i cieplutkim Adriatykiem. Czasu nie mamy zbyt wiele więc swoje kroki kierujemy w kierunku plaży Zlatni Rat. No miejsce trzeba przyznać nieziemskie. W kantorze wymieniamy Euro na chorwackie Kuny bo waluta unijna nie jest oficjalnym środkiem płatniczym na Bałkanach (nie licząc Kosova). Po wyspie Uznam, Wolin i Hvar to już czwarta w naszym życiu wyspa na której udało się być całej naszej rodzinie. Na pewno najcieplejsza z najczystszą wodą i bardzo słoną.

A Bol to nazwa jednocześnie i miasta i zatoki na wybrzeżu dalmatyńskim z piękną plażą Zlatni Rat której kształt zależny jest od wiatrów i prądów morskich.

Dzień 6, 7 (09 – 10.08.2011)

Wtorek to kolejna wycieczka fakultatywna z cyklu Dalmacja i wyspy Chorwackie. Tym razem padło na perłę Adriatyku – Dubrownik i wyspę miłości – Lokrum. W określeniu “perła” nie ma odrobiny przesady. Udało nam się przejść całe mury obronne miasta a na deser popłynęliśmy na Lokrum, wyspę – rezerwat. Generalnie miasto Dubrownik jest bardzo drogie a i o miejsce parkingowe nie jest prosto. Udaje nam się je znaleźć ale o cenie nieco później.

bilet na mury

A czym wita nas wyspa gdzie lokatorami są wolno żyjące pawie? Możemy tam również podziwiać Morze Martwe (nie mylić z tym w Jordanii, Izraelu i Palestynie) i całą masę kwitnących kaktusów. Tradycyjnie ta trzecia chorwacka wyspa przytuliła nas swoim ciepełkiem, temp. grubo ponad 30 stopni. Na miejscu można zaopatrzyć się w wodę pitną, poskakać na główkę do morza.

Wyspa posiada regularne połączenia promowe z Dubrownikiem choć na stałe nie jest przez nikogo zamieszkana. Za to jest ulubionym celem wycieczek mieszkańców Dubrownika. Warto wspomnieć iż mury obronne w Dubrowniku wpisane są na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.

Bilet normalny w obie strony

Po powrocie na stały ląd spacerkiem udajemy się główną ulicą Dubrownika – Stradun. Zajadamy się lodami, odwiedzamy fontannę (studnię) Onofria. Na koniec odbieramy naszą toyotkę z wielopiętrowego podziemnego parkingu. Koszt bagatela 90 kun (ok.13 Euro =52 pln) za kilka godzin. Temperatura na parkingu i w aucie była porównywalna do tej na zewnątrz.

Wspomnieć jeszcze warto że tranzytowo przejechaliśmy kawałek wybrzeża Bośni i Hercegowiny przez nadmorskie Neum. Kontrola graniczna jak dla obywateli państw UE. Szczególnej kontroli poddawani są Chorwaci.

Dzień 8, 9 (11 – 12.08.2011)

Zgodnie z planem mamy dzień który obejmuje kolejną wycieczkę. Ma ona dwie części: pieszą do Żivogośce – Blato a potem 3 godzinny rejs. Celem jest wyspa Korcula gdzie dopłyniemy statkiem o nazwie FELUN.

Po drodze – tradycyjnie w Dalmacji – rakija, wino i obiad w drodze powrotnej. Na szczęście dzisiaj nie korzystaliśmy z samochodu i dorosły skład zrobił buteleczkę wina i kilka lufek. Większą część dnia spędziliśmy na statku gdyż do przepłynięcia był “kawałek wody”. Po drodze mijaliśmy wiele promów, łodzi i jachtów. Te naj miały bandery włoskie. Całościowy koszt rejsu i poczęstunku dla naszej grupy to całe 70 Euro. 😊

Już na samej wyspie Korcula i w mieście o tej samej nazwie obejrzeliśmy dom słynnego podróżnika Marco Polo. Układ ulic zabytkowego centrum miasta to rybi szkielet, który chronił mieszkańców przed silnym zimnym wiatrem i zbytnim nasłonecznieniem.

Korcula ze względu na malownicze ryneczki i średniowieczną atmosferę często nazywana jest “małym Dubrownikiem”. Dokładnie takie same odczucia mieliśmy my przechadzając się ciasnymi uliczkami miasta. Cała wyspa zajmuje 276 kilometrów kwadratowych i ma 182 kilometry pięknych plaż i malowniczych zatoczek. Otoczona jest archipelagiem 48 małych wysepek, jej najwyższe wzniesienia osiągają 568 m n.p.m ( Klupca), 536 m n.p.m. (Grabovac) i 510 m n.p.m. ( Kom).

Po powrocie na camping oddajemy się kąpieli w Adriatyku i podobnie spędzamy kolejny dzień.

Dzień 10, 11, 12, 13 (13 – 16.08.2011)

Bośnia i Hercegowina

Sobota to dzień pierwszego wyjazdu do Bośni Hercegowiny, nie licząc tranzytu w kierunku Dubrownika. Granicę przekraczamy jak najbardziej legalnie: jest Zielona Karta toyoty i nasze dowody osobiste. Pomimo że Bośniacy nawet nie aspirują do wejścia do wspólnoty UE, nie wymagają paszportów. W ten sposób po raz pierwszy wjeżdżamy do tego kraju w celach turystycznych. A obejrzeć mamy w planie Wodospady Krawickie i miejsce kultu religijnego – Medugorje.

W pierwszej kolejności mamy wspomniane wodospady które są grupą rozciągającą na ponad 100 m szerokości ze spadkiem spadających wód dochodzącym do 25 metrów wysokości. Jest to ulubione miejsce odpoczynku mieszkańców pobliskiego miasta – Ljubuski. Trzeba przyznać że pomimo upalnego lata całkiem dużo wody spada i znajduje się w położonych poniżej zbiornikach wodnych.

Po obejrzeniu i schłodzeniu się w tych wodach jedziemy do pobliskiego Medugorje.

Samo miasto przywitało nas tradycyjnie wysokimi temperaturami. Przekładając to na nasz kraj, miejsce to jest tym samym dla Bośniaków czym Wzgórza Jasnogórskie dla Polaków i Fatima dla Portugalczyków. Dodatkowo jest to bardzo popularne miejsce pielgrzymkowe dla wierzących z całej Europy.

W tym upale dodatkową zaletą tego miejsca jest to, że można umyć się za “co łaska”. Miejscowi sprzedawcy oferują gazetki, wydawnictwa i pamiątki także w języku polskim. W planach był jeszcze odległy Mostar ale z powodu upału i chęci kąpieli w morzu ten pomysł przepadł.

Dzień 14, 15, 16 (17 – 19.08.2011)

Chorwacja

Po raz kolejny jedziemy przez miasto Neum w Bośni, tym razem do Ston na półwyspie Peljesac celem zobaczenia murów obronnych a przy okazji do leżącej obok SALT FACTORY.

W czasach nowożytnych kiedy militarna wartość fortyfikacji straciła na znaczeniu, mury zaczęto rozbierać a pozyskane kamienne bloki sprzedawano jako budulec. Do dziś zachowały się ruiny trzech wież i fragmenty muru, często nazywanego “europejskim chińskim murem”.

Tego dnia udało nam się odczuć najwyższą temp. w czasie pobytu w Dalmacji. Około 14 termometr w aucie wskazał 41 stopni w cieniu. Wrażenie niesamowite, ciężko było wsiąść do środka, wnętrze wymagało przewietrzenia.

Miejscowe Ston zaciekawiło nas też fabryką soli. To tutaj od czasów średniowiecza pozyskuje się ten biały kruszec z odparowywania soli morskiej. Pospacerowaliśmy sobie po jej terenie, zapoznaliśmy się z procesem pozyskiwania tego surowca. Niestety upał paraliżował normalne zachowania.

W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Mali Ston z całkiem dobrze zachowanymi murami otaczającymi miasto .

Dzień 17 (20.08.2011)

Sobota była dniem ostatniej atrakcji podczas tego urlopu. Po uprzednim spakowaniu obozowiska i pożegnaniu z Bobanem odjechaliśmy w kierunku wjazdu na autostradę Sestanovac. A ta atrakcja to Park Narodowy Jeziora Plitwickie wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.

Mimo że to bardziej północna część kraju, ciepłota jest równie niesamowita jak w Dalmacji. Przejrzyście czyste wody akwenów , całe mnóstwo ryb na wyciągnięcie ręki a także uroczy rejs i przejażdżka tamtejszym środkiem lokomocji to atrakcje warte zobaczenia.

Tego dnia mieliśmy za sobą cały urlop w Chorwacji i Bośni. W międzyczasie zdarzały się sytuacje miłe, sympatyczne czy zaskakujące. Z tych miłych odnotować należy rozmowę ze strażnikiem portowy w Ploce, który reagując na angielski mojej żony zapytał: “Z jakiego miasta w Wielkiej Brytanii Państwo przyjechali do nas?” I wtedy było miło że poprzez język ktoś o nas tak pomyśli… 😎

Około godz. 17.15 opuściliśmy rezerwat Jezior Plitwickich i w m. Karlovac (słynącego z najlepszego w Chorwacji browaru i piwa) wjechaliśmy na autostradę. A potem to już tylko Zagrzeb, Varażdin i znaleźliśmy się na Węgrzech. Winieta trzydniowa to koszt 1650 Ft (8 Euro), olej napędowy – 382,9 Ft / litr. Ceny były więc zbliżone do tych polskich albo niższe. Mamy też krótki nocleg w godz. 0.00 – 4.00 na jednej ze stacji paliw pod Budapesztem.

Pomalutku żegnamy się z Bałkanami, z pewnością jeszcze kiedyś tu powrócimy.

 Żegnaj Croatio i Bośnio 🛴🚗

Autor: Andrzej

Podobał Wam się wpis? Co myślicie o tym miejscu? A może macie jakieś sugestie? Koniecznie dajcie znać w komentarzach, to dla nas bardzo ważne 😊

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments