Grecja

“Nie podróżuje się po to, by przyjechać, tylko żeby podróżować.”

Johann Wolfgang von Goethe

TRASA:

Polska-Słowacja-Węgry-Serbia-Macedonia-Grecja-Macedonia-Serbia-Węgry-Słowacja-Polska

  • 18 dni (02.07 – 19.07.2014),
  • dystans – 7137 km,
  • 2 campingi,

Dzień 1,2,3 (02 – 04.07.2014)

Wybiła godzina 14.00 kiedy wsiadamy do mazdy i kierujemy się na południe kraju. Jedziemy słynną Gierkówką przez Częstochowę, częściowo przebudowaną do parametrów drogi ekspresowej. W Cieszynie zaopatrujemy się w miesięczną winietę słowacką (16 Euro) i mkniemy – kierunek Bratysława.

Tuż po wjechaniu na teren Węgier tankujemy, kupujemy winietę i zatrzymujemy się na krótki nocleg.

Winieta miesięczna Węgry

Dwa pierwsze tankowania to odpowiednio spalanie na poziomie 6,45 i 6,42 l / 100 km – to niezły wynik!!! Po wjechaniu na teren Serbii i odbyciu dwóch kontroli granicznych wydajemy 14 Euro za przejazd tamtejszymi autostradami. Podobnie mamy podwójną granicę pomiędzy Serbią i Macedonią. Pokazujemy zieloną kartę, zawartość bagażnika i lecimy do Grecji, gdzie znowu wjeżdżamy na teren UE.

Punktem docelowym w Grecji jest camping Stavros zlokalizowany na półwyspie Sithonia koło miejscowości Porto Elena.

Warto wspomnieć że w godzinach popołudniowych nieco doskwiera nam wysoka temperatura a to z powodu zmniejszonej sprawności układu chłodzącego samochodu. Nie zrażeni wbijamy na ów camping, szybko rozbijamy obóz i oddajemy się kąpieli w Morzu Egejskim. Wodę mamy cudownie czystą i cieplutką. Podobnie jest z campingiem – kameralny i spokojny. Dość szybko aklimatyzujemy się na miejscu. Sam dojazd na camping od miasta Porto Elena już zapowiada dużo wrażeń. A to dopiero początek!!

Całkowity dzienny koszt pobytu na Stavrosie to 39 Euro. Camping jest całkowicie zacieniony z dobrym węzłem sanitarnym i sklepem. Bardzo mili właściciele, turyści z całej Europy z przewagą Greków. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami pierwszy dzień pobytu na Halkidiki spędzimy plażując. Trzeba nieco odreagować te 1934 km. Poniżej można zobaczyć oryginalną fakturę za pobyt.

Camping Stavros

Agia Kiriaki Sithonias
63081 N. Marmaras
Chalkidiki – Greece

Dzień 4,5 (05 – 06.07.2014)

Zgodnie z planem pierwsza wycieczka to Saloniki (Thessaloniki) i Jaskinia Petralona.

Sam dojazd pod jaskinię jest niemożliwy dla pojazdów prywatnych i autokarów. Poniżej znajduje się bezpłatny parking z którego odjeżdża ciągnikowa kolejka. Jak dla naszej czwórki – cena 8 Euro albo mozolny spacerek w słońcu. Wybraliśmy wariant z przejażdżką a to ze względu na napięty plan tego dnia (jak za każdym razem zresztą). Na miejscu okazało się że rekompensatą za wydane 8 Euro są bezpłatne wejściówki dla dzieci do jaskini. Widać w Grecji można.

A sama jaskinia to jedna z najsłynniejszych w Europie, odkryto ją dopiero w 1959 roku. Znajduje się ona przy drodze wiodącej z Salonik na Półwysep Kasandra. A w niej skamieniałości dawno wymarłych zwierząt, bogata szata naciekowa, stalagmity i stalaktyty. Jaskinia jest dobrze oświetlona. Niestety z powodu bezwzględnego zakazu fotografowania nie robiliśmy zdjęć we wnętrzu.

Warto wspomnieć że wszystkie muzea w których byliśmy w Grecji (twierdze i ruiny też) są zupełnie bezpłatne dla turystów do 18 lat. Pod parkingiem można nabyć pamiątki, my zaopatrzyliśmy się w jaskiniowy “słoik” w cenie 10 Euro.

Z Petralony jedziemy wprost do “stolicy” greckiej Macedonii – Salonik. Parkujemy w pełnym słońcu tuż przy nabrzeżu portowym i idziemy w kierunku posągu Aleksandra Macedońskiego. Samo miasto już na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie bardzo nowoczesnego i przyjaznego turystom. Wszechobecne fontanny to gwarancja schłodzenia.

Tuż za posągiem znajduje się symbol tego miasta – Biała Wieża zbudowana w XV wieku przez Wenecjan. Kolejne miejsce to kompleks pałacowy i Agia Sofia oraz Bazylika Achiroplitos (to tam schroniliśmy się przed słońcem).

W Salonikach można obejrzeć namiastkę ruin – czyli Forum Romanum. Grecja miała też swoich bohaterów. Jednym z nich był Elefteris Venizelos, jego okazały pomnik stoi w śródmieściu. Największym kościołem w całej Grecji jest bazylika Agios Dimitrios która stoi nieopodal Rotundy. Dochodzimy tam deptakiem miejskim.

A Rotunda pochodzi z przełomu III i IV wieku i jest to najstarszy zabytek Salonik. Razem z Łukiem Galeriusza (Kamara) tworzyła jeden imponujący kompleks. A ten wzniesiony został w 297 roku po zwycięstwie nad Persami.

W zwiedzaniu Salonik pomocna okazuje się rozkładana mapka.

My przeszliśmy żółtą trasą.

Na pamiątkę w postaci okrągłego talerza wydajemy 10 Euro.

Po powrocie na camping krótki spacer wokół niego.

A teraz chwila refleksji po pierwszych godzinach spędzonych w Grecji:

  • picie piwka w parku – dozwolone
  • jazda bez kasku jednośladem – dozwolona
  • jazda bez pasów na tylnym siedzeniu i bez świateł w ciągu dnia – dozwolona
  • wyprzedzanie na podwójnej ciągłej – dozwolone
  • szeroko rozumiany handel wszystkim na chodnikach – dozwolony

Dzień 6 (07.07.2014)

W poniedziałek odbywamy nasz pierwszy rejs po Morzu Egejskim. W tym celu jedziemy do portu w Ormos Panaghias i wsiadamy na stylowy statek o nazwie “Saint George” i płyniemy w kierunku miasta Ouranopolis na półwysep Athos. Cena za rejs dla całej rodziny to 63 Euro ( porównywalnie do tych z Chorwacji ).

Słońce tego dnia nie odpuszczało ale daszek nad pokładem robił swoje.

W porcie m. Ouranoupoli na pokład wsiada dodatkowa grupa turystów i wspólnie z resztą udajemy się w rejs wzdłuż Świętej Góry (tak inaczej brzmi nazwa Agios Oros – Półwysep Athos).

Podczas rejsu mijamy kilkanaście klasztorów, często usytuowanych na skalistych zboczach. Najstarszy z nich – Anastacy pochodzi z 960 roku. Pozostałe monastyry (w sumie jest ich tu 20) zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO. Jednak statki opływające półwysep muszą zachować bezpieczną odległość 500 m w stosunku do lądu. Rozwiązaniem jest wtedy lornetka, bez której bliskość tych budowli możemy podziwiać jedynie na pocztówkach. A my w takową byliśmy zaopatrzeni. I jeszcze jedna ciekawostka jeśli chodzi o Athos. Byliśmy tam 7 lipca natomiast u Mnichów była data 24 czerwca. Ciekawe, co?

Sam rejs to dużo muzyki granej na żywo, drinki z Metaxy oraz regionalny przysmak – greckie galaretki.

Statek dopłynął do stóp Świętej Góry, po czym łajba nawraca w rejs powrotny do Ouranopolis. Tam wysiada część gości i jest czas wolny (ok. 1,5 h). Uskuteczniamy wtedy krótką przechadzkę po miasteczku w poszukiwaniu pamiątek i … napojów. Upał jest niemiłosierny, więc decyzja o kąpieli może być tylko jedna. Nie posiadamy strojów kąpielowych, ale w tej sytuacji nie jest to problemem. Plaże w Ouranopolis udało się więc podziwiać też z wody a widoki na zatokę Athos – bezcenne. Wcześniej zażywaliśmy kąpieli w Zatoce Kasandryjskiej pod Porto Carras. Odzyskawszy nieco sił udajemy się do portu by ruszyć w rejs powrotny do m. Ormos Panagias.

Rejsem tym kończymy wycieczkową część pobytu na Sithonii. Na Stavrosie zostaje nam jeszcze jeden dzień pobytu, który spędzamy pływając i nurkując.

Dodatkowo postanawiamy objechać południową Sithonię.

Dzień 7 (08.07.2014)

Ósmy dzień lipca to czas podsumowań z pobytu na jednym z trzech palców (tak mówią na to Grecy) – Sithonii. Była Jaskinia Petralona, Saloniki no i rejs wzdłuż Athos (jednego z palców), pozostała jeszcze Kasandra – ostatni palec. Ale tu może kiedyś …Niestety wszystko co fajne szybko się kończy. Czas zwijać obóz z gościnnego Stavrosa i udać się w nieznane. Był to nasz pierwszy camping w państwie greckim i mieliśmy bardzo pozytywne odczucia. Grecy zaoferowali komfort, ciszę i słońce. Nazajutrz zwijamy się i obieramy kierunek Peloponezu a dokładnie Argolidy.

Plaża campingu Stavros

Macedońskiej Grecji mówimy do widzenia.

Dzień 8 (09.07.2014)

W środę o poranku opuszczamy Halkidiki i ruszamy na południe Hellady. Obrany kierunek to Joannina, Patra i Korinthos. Wybór jest celowy bo chcemy zobaczyć zachodnie wybrzeże Grecji i przejechać mostem nad Zatoką Koryncką (opłata za przejazd – 13,2 Euro). Następnie mamy remontowany płatny odcinek autostrady Patra – Korynt.

Camping Triton II wita nas około godziny 17.00. Tam też rozbijamy namiot w kwaterze B7 by następnego dnia przenieść się na pole P42. Wiadomo, bliżej mieliśmy do kuchni i WC. Kuchnia wyposażona była w kilkanaście kuchenek gazowych, duże zlewozmywaki i dwie zamrażarki + jedna lodówka. Do plaży było około 150 metrów. A sam Triton II położony jest w miejscowości Drepano niedaleko Nafplio. To pięknie położony camping nad Morzem Mirtejskim w Zatoce Argolickiej.

Tradycyjnie pierwszy dzień pobytu na Triton II to rekonesans no i odpoczynek, bo na liczniku mamy już 3194 km. Nie licząc przejazdu przez most, autostrady kosztowały w sumie 9,80 Euro (między Stavrosem a Tritonem).

Musimy szybko zebrać siły, bo następnego dnia od rana mamy napięty plan. Warto wspomnieć o cenniku. W sumie 1 doba na Tritonie wyniosła nas 29 Euro, to całkiem przyzwoita cena. Ciekawostką jest fakt, że na terenie campingu znajduje się Tropical Bungalows, czyli klimatyzowane domki na nogach w cenie 35 E / doba za dwie osoby. To całkiem przystępna cena! A nieco kamienna (drobne kamyczki) plaża oddzielona jest od campingu mało ruchliwą jezdnią. W zależności od miejsca dno jest piaszczyste albo wyłożone pokaźnymi głazami, między którymi doskonale się nurkuje. Kilka ładnych okazów z dna ozdobiło naszą domową galerię.

Dzień 9 (10.07.2014)

No i mamy pierwszą wycieczkę na południu Grecji. O poranku obieramy kierunek Mikines (Mykeny). To pierwsze miejsce wykopalisk, które odwiedzamy na Argolidzie. Oczywiście dzieci nie płacą a dorośli to koszt 8 Euro / osoba.

Lato nie odpuszcza a zwiedzanie zaczynamy od Lwiej Bramy by stopniowo odkrywać tajniki Myken. Cytadela ta wznosi się na wysokość 278 m n.p.m. Ze wzgórza widać wypasane nieopodal kozy i szczyty : Zara i Profitis. Nieco poniżej Myken znajduje się Skarbiec Atrenso często nazywany też Grobem Agamemnona. Sama Cytadela Mykeńska otoczona jest cyklopim murem wykonanym bez zaprawy murarskiej.

Dodatkowo wśród ruin zlokalizowane jest muzeum archeologiczne w którym zgromadzono wszystkie skarby i przedmioty codziennego użytku odkopane podczas prac wykopaliskowych. Dodać trzeba. że muzeum jest klimatyzowane. Skarbów byłoby zapewne więcej, ale pożar który wybuchł tam ok. 1100 r p.n.e. zniszczył zbyt wiele. Miasto jeszcze kilkukrotnie podnosiło się by około I w p.n.e. popaść w zapomnienie. Na szczęście znaleźli się tacy, którym udało się “odkopać” Mykeny i udostępnić zwiedzającym.

Z Myken kierujemy się do starożytnego Koryntu (Ancient Corinth). Znajduje się on u stóp wzgórza na który znajduje się forteca Akrokorynt. Bilety za wejście to 6 Euro (dzieci nie płaciły). W centralnej jego części góruje Świątynia Apollona. Ciekawostką jest fakt, że w czasach świetności na 300 tys. obywateli przypadało 460 tys. niewolników.

Ponad Koryntem znajduje się Akrokorynt, do którego podjedziemy nieco później. Ze starożytnego Koryntu podobnie jak z Myken nie pozostało zbyt wiele. Jednak i z tego Grecy potrafili rozkręcić komercyjny interes. Dodatkową atrakcją jest klimatyzowane muzeum z tym co znaleziono na terenie ruin.

Na owy Akrokorynt można w dużej mierze wjechać samochodem, gdyż wzgórze na którym się znajduje ma wysokość 575 m n.p.m. Później nieco wspinamy się już pieszo po kolejnych stopniach (parking i wstęp są bezpłatne). W najwyższym punkcie wzgórza znajdowała się świątynia Afrodyty. To tam kapłanki za symboliczną ofiarę udzielały swych wdzięków pobożnym pielgrzymom. Z samego szczytu roztaczają się niesamowite widoki na dwa morza, góry i doliny. Zjeżdżając ze wzgórza należy nogę trzymać na hamulcu i uważać na zakrętach.

Z Koryntu kierujemy się w stronę słynnego na cały świat Kanału Korynckiego. Otwarty w 1893 roku połączył Zatokę Koryncką z Morzem Egejskim. Jego szerokość to 23 m, długość – 6,5 km, głębokość 7,5 m, wysokość ścian – 90 m. Rocznie przepływa przez niego około 12 tys. jednostek.

A na deser jedziemy do m. Epidaurus by zobaczyć Teatr Starożytny i podziwiać jego akustykę. Całość mieści 14 tys. miejsc w 55 rzędach. Osobiście próbowaliśmy coś mówić ze sceny i było to słychać w całym amfiteatrze, bez nagłośnienia oczywiście. W pobliżu teatru znajdują się ruiny stadionu z V wieku, ale nie udało się nam tam dotrzeć.

Dzień 10 (11.07.2014)

W sobotę jedziemy na półwysep Methana w okolice wioski Kameni Chora. Końcowa trasa dojazdowa to droga na szerokość “jednego osiołka”, czyli mijanka nie wchodzi w grę . Po drodze możemy podziwiać piękne widoki na Wyspy Argolidzkie i Sarońskie.

Po dojechaniu na miejsce wchodzimy nieco okrągłą trasą na szczyt wulkanu. Jego krater jest już nieczynny i ma średnicę 150 m i głębokość 60 m. Po drodze na szlaku na szczyt wulkanu można zobaczyć wiele kawałków zastygniętej lawy.

Z samego krateru roztacza się piękny widok na Saronikos Kolpos i Pireus.

Dzień 11 (12.07.2014)

Niedziela to czas by odwiedzić kolejną stolicę europejską – Ateny. W drodze tam nie mamy korków, gdyż większość mieszkańców stolicy pojechała w przeciwnym kierunku na wybrzeże. Przygodę z Atenami zaczynamy od zielonej linii metra na stacji Iraklio. Przesiadkę uskuteczniamy na stacji Attiki wsiadając do składu linii czerwonej i wysiadamy pod Greckim Parlamentem przy Placu Konstytucji – stacja nosi nazwę Syntagma.

Bilety na metro

Mamy tam niewiele czasu by zdążyć na zmianę warty o godz. 11:00. Zmiana jest niezwykle uroczysta z zatrzymaniem ruchu kołowego włącznie. Dziewczynom bardzo podobały się buty wartowników i ich sposób maszerowania, który jest nieco nietypowy.

Kolejno odwiedzamy:

Świątynia Zeusa Olimpijskiego i Łuk Hadriana
Stadion Olimpijski
Wieża Wiatrów
Partenon
Akropol Ateński
Bazarek po grecku

Plan spaceru po Atenach był tak skonstruowany, aby w ciągu jednego dnia zobaczyć najważniejsze zabytki stolicy Grecji. I to się udało. Pomógł nam w tym łączony bilet do sześciu atrakcji. Oczywiście dzieci nie płaciły.

Słońce na Peloponezie też nie dawało za wygraną, co i rusz szukaliśmy cienia i ochłody.

Z ciekawostek należy wspomnieć, że taksówki są koloru żółtego a na ulicach spotkać można trolejbusy i nasze solarisy – autobusy oczywiście. Nieco przypieczeni udajemy się na stację Thissio zielonej linii i jedziemy wprost do stacji Iraklio niedaleko której pozostała nasza mazda. I tak kończymy wycieczkę do Aten.

Dzień 12 (13.07.2014)

Na poniedziałek plan był taki: górska kolej zębata. I udał się. Obieramy kierunek miasta Diakofto. Za autostrady uiszczamy opłatę 2 * 2,5 euro. Na dolnej stacji kolei – która kiedyś była zbudowana przez włoskich inżynierów w celu transportu minerałów – wsiadamy do nowoczesnego klimatyzowanego wagonika i ruszamy na wysokość 756 m n.p.m.

Bilet i rozkład jazdy

Po drodze widoki nie z tej planety: 14 tuneli, skalne urwiska a dookoła szczyty gór Chelmos. Wzdłuż torów płynie rzeka Vouraikos.

Składy służą jedynie do celów turystycznych. W drodze powrotnej już nie pstrykamy dużo zdjęć, widoki podziwiamy gołym okiem. Warto wspomnieć że zimową porą w okolicach Kalavrity – w co trudno uwierzyć latem – można pozjeżdżać na nartach.

Po zjechaniu w dół do Diakofto mamy trochę czasu na podziwianie starych składów i wagonów tej kolei.

W drodze powrotnej jedziemy przez środek Peloponezu: Kalyria, Vlacherna czy Tripoli. Drogi są tam kręte i górzyste. Ale udało się.

W drodze powrotnej z Kalavrity zahaczamy o sąsiedzkie z campingiem Nafplion, by tam wdrapać się na Twierdzę Palamidi. Pieszo to całe 899 schodów ! Daliśmy radę choć w takim upale wszystko wydaje się trudniejsze. Z uwagi na to, że nie mieliśmy zbyt dużo czasu na zwiedzanie (twierdzę zamykają o godz. 19.00), więc trzeba było się spieszyć. Twierdza jest w miarę dobrze zachowana z licznymi zakamarkami. A z murów obronnych roztaczają się wspaniałe widoki na Zatokę Argolidzką i inną sąsiednią twierdzę – Akronafplię. Pod tą z kolei można podjechać samochodem, gdyż znajduje się na szczycie 85 – metrowego urwiska.

Samo Nafplio z twierdzy wygląda okazale. Otoczone z trzech stron wodami zatoki pokazuje dodatkowo trzecią twierdzę – Bourtzi. To z niej rozwijano wielki łańcuch który miał zapobiegać wpłynięciu obcych okrętów do portu.

Bilet na twierdzę

Nieco podmęczeni upałem po powrocie na Triton udajemy się na tutejszą plażę a potem grillujemy.

Impreza po grecku

Dzień 13 (14.07.2014)

We wtorek poza plażowaniem ponownie odwiedzamy Nafplion by tym razem zwiedzić Muzeum Militarne. A w nim obejrzeć można pamiątki związane z walkami Greków od XIX wieku do wojny domowej 1947 roku. Z powodu zakazu fotografowania – brak zdjęć.

Dzień 14 – 15 (15 – 16.07.2014)

Przyszedł czas na ostatnią wycieczkę podczas pobytu w Grecji. Plan znowu był napięty: Sparta, Mistra i Kalamata.

Po starożytnej Sparcie pozostało niewiele: trochę kamieni, kawałek amfiteatru i …cykady. Dużo bardziej okazale prezentuje się pomnik Leonidasa – króla, znajduje się on tuż przed stadionem na który weszliśmy. Dodatkowo w tle widać masyw górski Tajget. Zaletą tego miejsca jest to że za nic się tu nie płaci.

Ze Sparty kierujemy się do położonego niedaleko Mistras. Same ruiny miasta dzielą się na górne i dolne. Początkowo jedziemy do górnego (Ano Chora) by potem zjechać w dół do Kato Chora (dolne miasto). Z samej budowli nie pozostało zbyt wiele. Istną plagą są tam udomowione koty, które Grecy mogliby wrzucić do swojego herbu. Jedynymi mieszkankami Mistry są siostry zakonne z klasztoru Pantanassa. To właśnie one dokarmiają tamtejsze koty. 😄

Bilet Mistra

Opuszczamy Mistras i przez masyw górski Tajget jedziemy do Kalamaty. Po drodze mijamy udomowioną zagrodę dzikich zwierząt. Przeważają tam rogate jelenie i sarny. Możemy podziwiać je z kilku metrów i nie czują lęku.

Droga do miasta gdzie będziemy zwiedzać Muzeum Kolejnictwa nie należy do prostych. Smaczku przygodzie dodał fakt, że po drodze zapaliła się rezerwa paliwowa a o stacji paliw nikt tu nie słyszał. W końcu na oparach tankujemy i docieramy do skansenu starych lokomotyw usytuowanego na terenie zabytkowej stacji kolejowej w Kalamacie. Po zwiedzeniu skansenu odpalamy mazdę i kierujemy się do autostrady podciągniętej już do przedmieść miasta.

Dzień 16 (17.07.2014)

No i przyszedł czas na powrót do domu.

Małe podsumowanie:

  • Dystans całkowity – 7137 km
  • średnie spalanie – ok.6,2 l / 100 km
  • campingi – 524 Euro
  • 40 Denarów Macedońskich = 1 Euro
  • ceny paliw w Grecji – 1,33 : 1,45 Euro
  • benzyna osiąga cenę nawet 2 Euro
  • wszystkie wydatki – około 8000 pln
  • Grecy znają j. angielski
  • jeden rejs
  • przejazd kolejką górską i metrem
  • kilkanaście grilli
  • zero kolizji drogowych

Dzień 17 (18.07.2014)

Warto wspomnieć o wymianie zdań z pogranicznikiem serbskim: “Dzień dobry” – powiedział, ja mu na to – “dobry”. On odpowiada: “Nie” i po chwili dodaje “dzień dobry”. Ogarniają po polsku.

Trochę paragonów z Serbii i Grecji (autostrady i paliwo).

A Helladzie mówimy do rychłego zobaczenia!! 🤩😃😋😉

Autor: Andrzej

Podobał Wam się wpis? Co myślicie o tym miejscu? A może macie jakieś sugestie? Koniecznie dajcie znać w komentarzach, to dla nas bardzo ważne 😉

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments